Zaraza ziemniaczana w uprawach pomidorów. Wszystko, co musisz wiedzieć.

Zaraza ziemniaczana to jedna z najgroźniejszych chorób dotykających uprawy pomidorów i ziemniaków. Wywołuje ją organizm grzybopodobny Phytophthora infestans, odpowiedzialny historycznie za ogromne straty plonów (np. słynny głód w Irlandii w XIX w.). Patogen ten atakuje rośliny z rodziny psiankowatych – przede wszystkim ziemniaki i pomidory – powodując u nich gwałtowne zamieranie liści, łodyg, a nawet zgniliznę bulw ziemniaka i owoców pomidora. W skali globalnej zaraza ziemniaka powoduje straty rzędu 8–10% plonów ziemniaka, a w Polsce – gdzie tylko część upraw jest regularnie chroniona – przeciętnie 20–25%. W sprzyjających warunkach choroba może rozwijać się błyskawicznie – nieraz w ciągu zaledwie tygodnia potrafi zniszczyć całą plantację. Poniższe kompendium przedstawia aktualny stan wiedzy naukowej i praktycznej o zarazie ziemniaczanej w polskich uprawach pomidora, zgodnie z zasadami E-E-A-T (doświadczenie, wiedza ekspercka, autorytet i wiarygodność). Dowiesz się, czym dokładnie jest ten patogen, jak przebiega jego cykl życiowy, jakie są objawy choroby (na pomidorach i ziemniakach) oraz jakie warunki sprzyjają infekcji. Przedstawiamy również dane o obecnym występowaniu zarazy w Polsce (sezony 2024–2025), a przede wszystkim praktyczne metody ochrony – od zapobiegania (naturalnego i chemicznego, w ramach integrowanej ochrony roślin) po działania interwencyjne po wykryciu choroby. Uwzględniamy także różnice między uprawą w gruncie a pod osłonami oraz rekomendacje na przyszłe sezony, dotyczące doboru odmian i profilaktyki. Artykuł napisany jest przystępnym językiem z myślą o ogrodnikach-amatorach, ale bazuje na solidnych, potwierdzonych informacjach naukowych i doświadczeniu praktyków.

Zaraza ziemniaczana w uprawach pomidorów | foto. Kamil w Ogrodzie
Zaraza ziemniaczana w uprawach pomidorów | foto. Kamil w Ogrodzie

Czym jest zaraza ziemniaczana? Biologia patogenu i cykl życia

Sprawcą zarazy ziemniaczanej jest Phytophthora infestans – organizm należący nie do prawdziwych grzybów, lecz do typu Oomycetes (klasyfikowany w królestwie Chromista). Często potocznie nazywa się go „grzybem”, ponieważ wywołuje chorobę roślin podobnie jak grzyby, jednak biologicznie bliżej mu do tzw. „wodnich pleśni”. P. infestans cechuje się niezwykłą zjadliwością i zmiennością genetyczną, co utrudnia jego zwalczanie. Patogen ten od ponad 150 lat stanowi przedmiot intensywnych badań, a mimo to wciąż powoduje poważne problemy w uprawach ziemniaka i pomidora na całym świecie. W warunkach polowych jest to najbardziej rozpowszechniona i szkodliwa choroba ziemniaka, a w uprawie pomidorów – jeden z głównych czynników ryzyka całkowitej utraty plonu.

Phytophthora infestans jest organizmem pasożytniczym, obligatoryjnym, co oznacza, że rozwija się wyłącznie na żywej tkance roślinnej. W cyklu życiowym tego patogenu wyróżniamy formy rozmnażania bezpłciowego i płciowego. W cyklu bezpłciowym patogen tworzy na porażonych tkankach roślinnych sporangiofory z zarodnikami (sporangiosporami). Biały, delikatny nalot widoczny na spodniej stronie liści to właśnie owe struktury zarodnikonośne ze sporangiosporami. Zarodniki te są roznoszone przez wiatr na duże odległości oraz przez rozbryzgi deszczu. Po dotarciu na podatną roślinę (np. liść pomidora) mogą kiełkować bezpośrednio lub – w chłodniejszych warunkach – uwalniać pływki (zoospory), które aktywnie pływają w kroplach wody i wnikają przez aparaty szparkowe lub rany do tkanek rośliny gospodarza. Infekcja zachodzi tylko w obecności wody na powierzchni rośliny i odpowiedniej temperatury – przy około 20°C zarodniki potrafią skiełkować w ciągu zaledwie 2–3 godzin. Po wniknięciu do wnętrza liścia czy łodygi, strzępki patogenu rozrastają się między komórkami rośliny, czerpiąc z nich składniki pokarmowe i niszcząc tkanki. W ciągu kilku dni na nowych porażonych miejscach pojawiają się kolejne zarodniki, gotowe do rozprzestrzeniania choroby. Cykl infekcyjny może powtarzać się wielokrotnie w sezonie, co tłumaczy gwałtowny przebieg zarazy – przy sprzyjającej pogodzie nowe pokolenie zarodników powstaje co kilka dni, wywołując kolejne „fale” infekcji.

Phytophthora infestans ma też zdolność rozmnażania płciowego, choć do tego potrzebna jest obecność dwóch kompatybilnych „typów kojarzeniowych” patogenu (oznaczanych jako A1 i A2). Przez wiele dziesięcioleci w Europie występował niemal wyłącznie jeden typ (A1), jednak pod koniec XX wieku zaobserwowano pojawienie się również typu A2 (został on zawleczony z Meksyku w latach 70.). Od lat 80. także w Polsce notuje się obecność obu typów kojarzeniowych. Ma to ogromne znaczenie praktyczne, ponieważ spotkanie się obu typów A1 i A2 na tej samej roślinie umożliwia wytworzenie oospor – specjalnych przetrwalnikowych zarodników płciowych. Oospory mogą przetrwać w glebie lub resztkach roślinnych przez długi czas (nawet kilka lat) w stanie uśpienia. Dzięki nim patogen jest w stanie przezimować bez obecności żywej rośliny gospodarza i stać się źródłem infekcji w kolejnym sezonie. Innym sposobem przezimowania jest trwanie grzybni w porażonych organach roślin – w przypadku ziemniaków są to zgniłe bulwy pozostawione na polu lub składowiskach odpadowych. Na wiosnę takie „zimujące” formy patogenu inicjują nowe infekcje: z gnijących bulw lub resztek liści powstają zarodniki, które atakują młode rośliny. Podstawowe źródła infekcji w uprawach to właśnie zakażone resztki pożniwne, „dzikie” samosiewy ziemniaka z pozostawionych bulw, a także sadzeniaki ziemniaka z ukrytą infekcją czy nawet sąsiednie zaatakowane uprawy (np. chory ziemniak może zarazić pomidory w pobliżu).

Warto podkreślić, że P. infestans posiada olbrzymi potencjał adaptacyjny. Obserwuje się stałe powstawanie nowych szczepów (genotypów) zarazy ziemniaka, różniących się cechami takimi jak zjadliwość czy odporność na fungicydy. Przykładowo, w ostatnich latach w Europie dominację zdobył genotyp EU36, a w latach 2022–2023 problematyczny był szczep EU43 – pojawił się on nawet w Polsce. Najnowsze doniesienia mówią też o ekspansji nowego szczepu EU46, który wykazuje obniżoną wrażliwość na niektóre środki chemiczne (np. oksatiapiprolinę i mandipropamid). Mimo że te szczegóły mogą brzmieć fachowo, istota jest taka, że patogen ciągle ewoluuje, przez co raz uzyskana odporność odmian czy skuteczność fungicydów może z czasem słabnąć. To tłumaczy, dlaczego zaraza ziemniaczana wciąż stanowi wyzwanie – walka z nią jest „wyścigiem zbrojeń” z szybko mutującym przeciwnikiem.

Objawy zarazy ziemniaczanej na pomidorach i ziemniakach

Objawy choroby mogą wystąpić na wszystkich nadziemnych częściach rośliny – liściach, łodygach, a także na owocach pomidora oraz bulwach ziemniaka. Choć zaraza ziemniaka kojarzy się z ziemniakami, na pomidorach daje ona bardzo podobny obraz chorobowy, z pewnymi różnicami w szczegółach. Poniżej opisujemy, jak rozpoznać zarazę na pomidorach i na ziemniakach, uwzględniając etapy rozwoju symptomów, różnice między tymi roślinami oraz czas inkubacji choroby (czyli okres od infekcji do pojawienia się objawów).

Objawy zarazy na pomidorach

Porażone krzaki pomidora z widocznymi ciemnobrunatnymi plamami zarazy na owocach i liściach. Na pomidorze Phytophthora infestans może zaatakować liście, łodygi i owoce – wszystkie części nadziemne są podatne. Pierwsze oznaki choroby często pojawiają się na liściach w górnej części rośliny (zwłaszcza w warunkach szklarni, gdzie infekcja bywa inicjowana przez skroploną parę wodną osiadającą na wierzchołkach pędów). Na młodszych, soczystych liściach tworzą się początkowo nieregularne, wodniste plamy o zielonkawoszarym zabarwieniu. Często otacza je lekko jaśniejsza obwódka, sprawiająca wrażenie wilgotnej aureoli. Plamy te mogą być widoczne zarówno od góry, jak i od spodu liścia. Początkowo reszta blaszki liściowej wygląda na zdrową – łatwo przeoczyć te pierwsze zmiany. W ciągu kolejnych dni plamy szybko się powiększają, przybierając barwę ciemnobrunatną lub prawie czarną i powodując obumieranie tkanki liścia. Jeśli wilgotność powietrza jest wysoka (np. podczas deszczowej pogody, mgły albo w dusznej szklarni), na granicy zdrowej i chorej tkanki pojawia się charakterystyczny biały, delikatny nalot – widoczny zwłaszcza od spodu liścia. Jest to wysyp zarodników patogenu. W warunkach suchej pogody biały nalot może się nie pojawić lub zanikać, ale porażone liście i tak żółkną, brunatnieją i zasychają.

Objawy zarazy na pomidorach | foto. Canva Pro
Objawy zarazy na pomidorach | foto. Canva Pro

Choroba szybko przechodzi z liści na łodygi pomidora. Na pędach tworzą się wydłużone, brunatne smugi i plamy, które mogą objąć obwód łodygia. Uszkodzone tkanki więdną, a przewężona łodyga bywa tak osłabiona, że łatwo się łamie. Często już w kilka dni od pierwszych objawów cały wierzchołek rośliny więdnie i zasycha – wygląda jakby był sparzony lub przemarznięty. W sprzyjających warunkach cała roślina może zamrzeć w ciągu zaledwie kilku dni. To dlatego ogrodnicy tak obawiają się zarazy – potrafi niemal z dnia na dzień „położyć” zdrowo wyglądające pomidory.

Bardzo charakterystyczne zmiany zachodzą na owocach pomidora (zielonych, dojrzewających i czerwonych). Początkowo pojawiają się na nich twarde, tłustawe plamy o brunatno-oliwkowym zabarwieniu. Zwykle lokalizują się na wierzchołku lub z boku owocu, często od strony szypułki (tam, gdzie woda najdłużej się utrzymuje). Plamy stopniowo powiększają się i ciemnieją, obejmując znaczną część owocu lub nawet cały pomidor. Tkanka owocu w miejscu infekcji pozostaje długo jędrna, ale przebarwia się na kolor czekoladowobrązowy, skórka może lekko się zapadać lub marszczyć. Mówi się, że owoce wyglądają, jakby były pokryte skórzastymi, suchymi plamami. W warunkach wysokiej wilgotności także na powierzchni takich plam owocowych bywa widoczny biały nalot zarodników. Zaatakowane pomidory przestają dojrzewać i gniją od środka (początkowo gnilizna jest sucha i twarda). Co ważne, nawet jeśli z pozoru zdrowy, lekko porażony owoc zerwiemy, by dojrzał w domu, zazwyczaj po kilku dniach i tak rozwiną się na nim objawy zarazy – choroba „dochodzi” i powoduje gnicie takiego owocu. W praktyce plonu z krzaków dotkniętych silnie zarazą nie da się uratować – nawet pomidory bez widocznych plam często już są zakażone i gniją podczas przechowywania. Jedynym wyjątkiem może być bardzo wczesne wykrycie choroby i natychmiastowa interwencja (o czym piszemy w dalszej części). Podsumowując, oznaki zarazy na pomidorach to: szarozielone, potem brunatne plamy na liściach (z białym nalotem przy dużej wilgotności), ciemnobrunatne smugi na łodygach, gwałtowne więdnięcie całych pędów oraz twarde, brunatne plamy gnilizny na owocach.

Objawy zarazy na ziemniakach

Objawy zarazy ziemniaczanej na ziemniaku są bardzo podobne do opisanych wyżej – w końcu to ta sama choroba. Pojawiają się one przede wszystkim na liściach i łodygach ziemniaka, a nieco później także na bulwach. Na liściach ziemniaka plamy zwykle zaczynają się od brzegów blaszek liściowych – mają początkowo wygląd wodnistych, przeświecająco zielonych lub żółtawych nacieków, które szybko brunatnieją i powiększają się w głąb blaszki. Często przyjmują charakterystyczny kształt nieregularnych „języków” wchodzących od brzegu liścia ku środkowi. Wokół plam może występować chlorotyczna (żółtawa) obwódka. Bardzo typowym objawem, zauważalnym na ziemniaku, jest też ciemne przebarwienie unerwienia liścia w obrębie plamy – żyłki liści stają się brązowe lub czarne. Przy dużej wilgotności powietrza na spodniej stronie porażonych liści widoczny jest biało-szary, delikatny nalot (zarodniki zarazy). Jeśli pogoda jest sucha, nalot może się nie pojawić, a porażone tkanki od razu zasychają. Silnie porażone liście ziemniaka czernieją, marszczą się i obumierają – nierzadko już w kilka dni po infekcji cały krzak ziemniaka zamiera (stąd dawniej chorobę tę nazywano „zarazą” – bo „zaraza” padała na ziemniaki i niszczyła nać niemal z dnia na dzień).

Na łodygach ziemniaka zaraza powoduje wydłużone, brunatnoczarne plamy, podobne do tych na łodygach pomidora. Plamy te mogą się zlewać i obejmować duże odcinki łodygi, co zaburza transport wody w roślinie i przyczynia się do więdnięcia natki. Często polowy objaw zarazy ziemniaka to właśnie czerniejące, padające łęty ziemniaczane. W sprzyjających warunkach (wilgoć, umiarkowana temperatura) cały ten proces – od pierwszych plam do zniszczenia naci – może zajść bardzo szybko. Szacuje się, że niechroniona plantacja ziemniaka może zostać zniszczona przez zarazę w ciągu 7–10 dni, a przy skrajnie korzystnej dla choroby pogodzie nawet w 5–7 dni. W praktyce oznacza to całkowitą utratę asymilujących liści, przedwczesne zakończenie wzrostu bulw i duże straty plonu.

Zaraza ziemniaczana na ziemniakach | fot. Canva Pro
Zaraza ziemniaczana na ziemniakach | fot. Canva Pro

Odrębną kategorią są objawy na bulwach ziemniaka, które ujawniają się zwykle dopiero pod koniec sezonu – podczas wykopków lub w trakcie przechowywania bulw. Zakażenie bulw następuje najczęściej, gdy zarodniki spływają z liści i łodyg wraz z kroplami deszczu do gleby, gdzie wnikają przez oczka, lenticelle lub uszkodzenia w skórce bulw. Porażone bulwy początkowo nie różnią się od zdrowych, ale później na ich powierzchni pojawiają się lekko wgłębione, nieregularne plamy o barwie szarawo-fioletowej. Po przekrojeniu takiej bulwy widać pod skórką jednolity, suchy, rdzawobrunatny obszar gnicia, sięgający w głąb miąższu. Z początku chora tkanka bulwy pozostaje dość twarda (tzw. sucha zgnilizna powodowana bezpośrednio przez P. infestans), jednak z czasem do infekcji dołączają bakterie i inne mikroorganizmy powodujące wtórną mokrą zgniliznę – wtedy bulwy zmieniają się w miękką, cuchnącą masę. W przechowalni zaraza ziemniaka może więc wywołać gwałtowne gnicie zmagazynowanych ziemniaków. Co ważne, bulwy porażone zarazą często nie nadają się do użytku – nie tylko z powodu gnicia, ale też dlatego, że nawet pozornie zdrowe (z minimalnymi plamami) mogą być źródłem choroby w następnym roku, jeśli zostałyby użyte jako sadzeniaki.

Podsumowując, objawy zarazy ziemniaczanej na obu roślinach (pomidory i ziemniaki) obejmują: wodniste, przejaśnione plamy na liściach przechodzące w brunatne nekrozy z białym nalotem od spodu (przy wysokiej wilgotności), brunatnienie i czernienie łodyg, więdnięcie całych roślin, a w organach spichrzowych (owocach pomidora i bulwach ziemniaka) – twarde, brunatne plamy gnilne prowadzące do psucia się tych organów. Czas inkubacji choroby, czyli okres od momentu zakażenia do pojawienia się widocznych zmian, zależy od warunków pogodowych. W chłodnej i wilgotnej aurze pierwsze plamy mogą się pojawić już po 3–5 dniach od infekcji, a wkrótce potem zauważalny jest biały nalot zarodników. Gdy warunki są mniej sprzyjające (np. umiarkowanie sucho lub bardzo gorąco), rozwój choroby może ulec spowolnieniu – inkubacja wydłuża się do ponad tygodnia, a czasem choroba w ogóle nie rozwija się dalej (plamy pozostają pojedyncze i „zasychają”). Niestety, gdy tylko pogoda znów stanie się wilgotna i umiarkowanie ciepła, uśpiona zaraza może ponownie ruszyć z pełną siłą.

Warunki sprzyjające infekcji zarazą ziemniaczaną

Zaraza ziemniaczana jest typową chorobą okresów chłodnych i wilgotnych. Phytophthora infestans najlepiej rozwija się w umiarkowanych temperaturach i przy wysokiej wilgotności powietrza. Badania i wieloletnie obserwacje wskazują, że optymalny zakres temperatur dla rozwoju choroby to około 16–21°C, przy czym zaraza może się rozwijać w pewnym stopniu w szerokim przedziale od ok. 3°C do 27–29°C. Najszybsze szerzenie następuje przy temp. ~18–20°C i jednocześnie przy wilgotności względnej powietrza powyżej 90%. Do infekcji konieczna jest obecność wolnej wody na powierzchni roślin (deszcz, rosa, mgła lub zraszanie). Minimum kilkanaście godzin ciągłego zwilżenia liści to warunek potrzebny, by zarodniki kiełkowały i wnikały do tkanki. W praktyce więc długotrwałe opady lub częste mżawki, mgły utrzymujące się przez całą noc i poranek, a także silna rosa przy braku słońca – wszystko to stwarza idealne warunki do porażenia. Naukowo opracowano modele prognostyczne (np. tzw. okresy krytyczne Smitha), które określają ryzyko infekcji na podstawie liczby godzin o wysokiej wilgotności i odpowiedniej temperaturze. Dla ogrodnika wystarczy jednak zapamiętać, że chłodne noce i ciepłe, pochmurne dni z ciągłą wilgocią są zapowiedzią zarazy.

Podczas upalnej pogody zaraza rozwija się wolniej lub całkiem ustaje. Temperatury powyżej 25–28°C działają na patogen stresująco – zarodniki kiełkują słabo lub giną, a istniejące infekcje mogą się „zatrzymać”. Również silne nasłonecznienie szkodzi zarodnikom (promienie UV je inaktywują). Dlatego okresy suche i gorące w lecie często oznaczają zahamowanie epidemii. Niestety, wystarczy kilka chłodniejszych, wilgotnych dni, by zaraza znowu dała o sobie znać. Nierzadko obserwuje się sytuację, że po fali upałów przychodzi ochłodzenie z deszczami i wtedy następuje nagły „wybuch” choroby – pomidory, które wcześniej wyglądały zdrowo, w ciągu tygodnia czernieją od plam.

Warto wspomnieć, że szczególnie niebezpieczna jest pogoda z dużymi wahaniami temperatury między dniem a nocą, zwłaszcza pod osłonami. W tunelach foliowych i szklarniach często ciepłe, wilgotne powietrze w ciągu dnia wieczorem skrapla się w postaci rosy wewnątrz – na liściach i owocach pomidorów zbierają się krople wody. Jeśli jednocześnie nocna temperatura spada do ~10°C, zaś w dzień utrzymuje się w okolicach 20°C, tworzy się idealny mikroklimat do rozwoju P. infestans. W takich warunkach w ciągu 2–3 dni od kondensacji pary wodnej na roślinach mogą pojawić się pierwsze plamy chorobowe. Zaraza lubi też słabą wentylację – w stojącym, wilgotnym powietrzu infekcja przebiega szybciej. Dlatego pomidory uprawiane zbyt gęsto, w zacisznym, zacienionym miejscu lub pod osłonami bez wietrzenia, są bardziej narażone.

Podsumowując, kluczowe czynniki sprzyjające zarazie ziemniaczanej to: wysoka wilgotność (bliska nasyceniu, >90%), długotrwałe zwilżenie roślin, częste opady lub mgły, umiarkowane temperatury (najlepiej ~18°C, noce >10°C), ograniczony dostęp słońca (zachmurzenie chroni zarodniki przed UV) oraz brak przewiewu. Taki układ warunków często ma miejsce w Polsce w drugiej połowie lata – lipiec i sierpień to miesiące krytyczne dla rozwoju zarazy, zwłaszcza gdy występują okresy chłodniejszych deszczów. Sami działkowcy zauważają, że „zimne majowe deszcze są mniej groźne niż deszcze w lipcu”, co odpowiada prawdzie – wiosną temperatury bywają zbyt niskie dla zarazy lub rośliny pomidora nie są jeszcze rozrośnięte, natomiast w pełni lata krzaki są bujne, wilgoć dłużej się utrzymuje w ich gąszczu, a temperatury idealne dla choroby. Pod osłonami ryzyko infekcji zależy głównie od sposobu prowadzenia uprawy: niekontrolowana wilgotność i wahania temperatur mogą uczynić z tunelu „inkubator” zarazy, podczas gdy dobre wietrzenie i unikanie skraplania wody może znacznie ograniczyć zagrożenie (o czym szerzej w dalszej części).

Nie bez znaczenia jest też obecność źródeł infekcji w otoczeniu. Jeśli w pobliżu znajdują się zakażone rośliny (np. plantacja ziemniaków porażona zarazą), to nawet krótkotrwałe korzystne warunki pogodowe wystarczą, by wiatr przeniósł zarodniki na nasze pomidory. Wówczas choroba może pojawić się nawet w dość suchym sezonie, bo lokalnie dojdzie do infekcji zewnętrznym inokulum. Z kolei w okolicy wolnej od zarazy nawet przedłużająca się mokra pogoda nie spowoduje choroby, dopóki patogen skądś nie przybędzie. Dlatego rozmieszczenie upraw ma znaczenie: ogrody położone przy dużych polach ziemniaka są bardziej zagrożone (zarodniki z pól mogą przylecieć z wiatrem), a pierwsze ogniska często notuje się w miejscach, gdzie rok wcześniej choroba była (przetrwała w resztkach).

Historyczne i aktualne występowanie zarazy w Polsce (2024–2025)

Zaraza ziemniaczana jest obecna w Polsce od ponad 160 lat – pierwsze odnotowane przypadki sięgają połowy XIX wieku. Od tamtej pory choroba ta pojawia się każdego roku, ale nasilenie epidemii bywa zmienne w zależności od pogody i innych czynników. W warunkach klimatu Polski typowy termin pojawienia się pierwszych objawów zarazy to koniec czerwca lub początek lipca. Przez wiele dekad rolnicy przyjmowali, że „zaraza przychodzi na św. Jakuba” (25 lipca) – w istocie często mniej więcej w drugiej połowie lipca obserwowano masowe porażenia ziemniaków i pomidorów, gdy wcześniejsza część lata była już dostatecznie wilgotna. Jednak w ostatnich latach choroba ta potrafi zaatakować wcześniej, zwłaszcza w regionach o wysokiej wilgotności. Już w latach 2000–2005 odnotowywano sezony z nietypowo wczesnymi epidemiami – np. w roku 2002 pierwsze infekcje zanotowano wyjątkowo wcześnie, bo już pod koniec maja. Trend do wcześniejszego pojawiania się zarazy może mieć związek zarówno ze zmianami klimatycznymi (cieplejsze zimy ułatwiają przetrwanie patogenu, a wiosną rośliny szybciej rozpoczynają wegetację) jak i z pojawieniem się nowych form patogenu zdolnych do zimowania w glebie (oospory). Wieloletnie obserwacje wskazują, że w Polsce zaraza częściej atakuje wcześniej na północy i zachodzie kraju (gdzie jest bardziej wilgotno), natomiast w centrum i na południowym wschodzie nieraz pojawia się dopiero późnym latem, o ile w ogóle – wiele zależy tu od lokalnej pogody i źródeł infekcji.

W latach 2023–2025 zaobserwowano w Polsce zróżnicowany przebieg nasilenia tej choroby, co ilustruje wpływ warunków pogodowych. Sezon 2023 okazał się dość łagodny pod względem zarazy w uprawach pomidorów – pierwsze poważniejsze sygnały o pojawieniu się choroby na pomidorach odnotowano dopiero w połowie sierpnia. Jak informował komunikat warzywniczy z Kujaw, nawet na dobrze chronionych plantacjach pomidora w trzeciej dekadzie sierpnia 2023 zaczęły pojawiać się pierwsze, na razie nieliczne plamy zarazy na liściach. Wskazywano, że sprzyjał temu układ pogody: okresowe ochłodzenie i opady, powodujące ciągłe zwilżenie roślin, podczas gdy wcześniej lato było względnie ciepłe i suche. Objawy w 2023 r. pojawiły się więc późno i lokalnie – dla wielu ogrodników był to rok, w którym udało się zebrać plon pomidorów bez większych strat (zwłaszcza jeśli w porę zastosowano opryski prewencyjne przy sierpniowych deszczach).

Rok 2024 przyniósł odmienną sytuację. Choroba zaatakowała pomidory znacznie wcześniej niż w poprzednich latach – już w lipcu pojawiły się doniesienia o ogniskach zarazy w polowych uprawach pomidora. Dr inż. Sylwia Stępniewska-Jarosz z Instytutu Ochrony Roślin – PIB informowała w końcu lipca 2024, że „zaraza w tym roku wystąpiła znacznie wcześniej w uprawach polowych niż w poprzednich latach. Wszystko w tym roku jest przyspieszone”. Źródła naukowe i prasowe donosiły o pierwszych wykrytych ogniskach zarazy pomidora m.in. w okolicach Łowicza i Żyrardowa (woj. łódzkie i mazowieckie) oraz na Dolnym Śląsku. Na szczęście do końca lipca skala porażeń pomidorów była niewielka w porównaniu do lat ubiegłych – wystąpienia miały charakter lokalny. Eksperci tłumaczyli, że mimo wczesnego początku sezonu chorobowego, warunki pogodowe nie wszędzie sprzyjały gwałtownemu rozwojowi epidemii. Na południu i północy Polski często padało, co mogło utrudniać powstrzymanie zarazy, jednak centralne regiony kraju miały okresy bardziej suche. W efekcie rok 2024 zapisał się jako rok nietypowy: zaraza przyszła wcześniej, ale początkowo w ograniczonym zakresie. Oczywiście sytuacja mogła ulec zmianie w późniejszej części lata – sierpień i wrzesień 2024 należało wciąż spisywać na straty lub chronić uprawy intensywnie, gdyż patogen już krążył w środowisku.

W momencie pisania tego tekstu (sezon 2025 w toku) dane wskazują, że choroba ponownie dała o sobie znać dość wcześnie. Już pod koniec czerwca 2025 doradcy odnotowali pierwsze objawy zarazy zarówno na ziemniakach, jak i na plantacjach pomidorów w polu. Infekcje pojawiły się po okresie umiarkowanych temperatur i długiego zwilżenia liści, natomiast pod koniec czerwca zrobiło się cieplej i sucho, co na moment wstrzymało dalszy rozwój choroby. Sygnalizowano jednak konieczność nasilenia ochrony zapobiegawczej – doświadczenie lat ubiegłych pokazuje, że gdy tylko nadejdą kolejne opady i ochłodzenie, choroba może eksplodować. W 2025 roku pojawił się też problem z ograniczeniami w dostępnych fungicydach do pomidora: doradcy wspomnieli, że brakuje zarejestrowanych środków o działaniu typowo interwencyjnym dla pomidorów, co utrudnia leczenie istniejących infekcji – stąd tak ważna jest profilaktyka. To pokazuje zmianę podejścia: zamiast czekać na pierwsze plamy, zaleca się baczną obserwację pogody i wykonywanie zabiegów prewencyjnych, gdy tylko warunki stają się niebezpieczne (kilkudniowe deszcze przy ~20°C).

Ogólnie rzecz biorąc, zasięg zarazy ziemniaczanej obejmuje cały obszar Polski, ale intensywność porażeń w danym sezonie jest silnie zróżnicowana regionalnie i czasowo. W niektórych latach (zwłaszcza suchych i gorących) choroba pojawia się tylko punktowo, w innych – o chłodnym i deszczowym lecie – przybiera charakter epidemii obejmującej większość kraju. Przykładowo, szacuje się, że w sprzyjających warunkach straty plonu ziemniaka na plantacjach niechronionych mogą sięgać nawet 50% lub więcej, natomiast średnio w skali kraju (przy części upraw zabezpieczonych) wynoszą kilkadziesiąt procent. W uprawach pomidorów bywa podobnie – w sezonach z silną presją choroby niechronione krzaki pomidora często całkowicie giną przed końcem lata, podczas gdy w latach suchego lata można w ogóle nie doświadczyć zarazy. Dlatego tak ważne jest reagowanie na bieżące komunikaty i warunki pogodowe, a także korzystanie z doświadczeń poprzednich sezonów.

Warto wspomnieć, że rozwój nowych agresywnych populacji patogenu w ostatnich dekadach (po pojawieniu się wspomnianych typów kojarzeniowych A2 i nowych genotypów) spowodował, iż epidemie zarazy stały się trudniejsze do kontrolowania i mogą występować wcześniej. Ponadto wyhodowane w XX wieku odmiany ziemniaka i pomidora o podwyższonej odporności często okazały się podatne na nowe rasy P. infestans. W efekcie zaraza ziemniaczana nadal jest numerem jeden w „rankingu” chorób grzybowych warzyw psiankowatych w Polsce. Co roku Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i producenci warzyw monitorują jej występowanie – prowadzone są systemy sygnalizacji (np. Platforma Sygnalizacji Agrofagów) ostrzegające rolników o zagrożeniu zarazą w danym rejonie.

Podsumowanie sytuacji 2024–2025: sezon 2024 przyniósł wcześniejszy niż zwykle start choroby, ale o ograniczonym zasięgu na początku, zaś 2025 również wskazuje na wczesne infekcje i konieczność wzmożonej czujności. W porównaniu do poprzednich sezonów, ogólnie widać tendencję do nieco wcześniejszego pojawiania się zarazy (być może wskutek cieplejszych zim umożliwiających przetrwanie oospor oraz szybszej wegetacji). Jednak ostateczne nasilenie choroby w danym roku zależy od pogody: to pogoda dyktuje przebieg epidemii zarazy – bardzo ciepłe i suche lata „trzymają chorobę w szachu”, zaś chłodne i mokre powodują jej wybuch. Dlatego każdy ogrodnik powinien być przygotowany na obie ewentualności: cieszyć się, gdy pogoda sprzyja zdrowiu roślin, ale mieć plan awaryjny na wypadek, gdyby lato okazało się „zarazowe”.

Ochrona i zapobieganie – jak chronić pomidory przed zarazą ziemniaczaną?

Zapobieganie zarazie ziemniaczanej jest znacznie łatwiejsze niż jej zwalczanie po wystąpieniu objawów. Doświadczeni ogrodnicy wiedzą, że jeśli w regionie występuje zaraza, a warunki pogodowe sprzyjają, to brak podjęcia środków zaradczych prędzej czy później skończy się infekcją i stratą plonów. Dlatego w uprawie pomidorów i ziemniaków stosuje się strategię integrowanej ochrony przed tą chorobą, łącząc różne metody: od doboru odmian, poprzez działania agrotechniczne i higieniczne, aż po środki chemiczne czy biologiczne. Poniżej przedstawiamy najważniejsze zalecenia ochronne – zarówno naturalne sposoby i profilaktykę, jak i interwencyjne środki chemiczne – o udowodnionej skuteczności w ograniczaniu zarazy ziemniaczanej.

Przeczytaj koniecznie: Tydzień nieobecności i po pomidorach. Zaraza ziemniaczana. Co teraz?

Odporne odmiany i zdrowy materiał nasadzeniowy

Pierwszą linią obrony jest wybór odpowiedniej odmiany pomidora (lub ziemniaka). Niestety, nie istnieją pomidory całkowicie odporne na zarazę ziemniaka. Są jednak odmiany bardziej tolerancyjne, które znoszą infekcję dłużej lub wolniej się zakażają. Przykładowo, do pomidorów gruntowych o względnej tolerancji na zarazę zaliczane są m.in. tradycyjne polskie odmiany takie jak ‘Antares’, ‘Betalux’, ‘Bekas’, ‘Juhas’, ‘Krakus’, ‘Poranek’, ‘Promyk’ i kilka innych. W praktyce oznacza to, że uprawiając te odmiany mamy szansę trochę dłużej utrzymać krzaki przy życiu w warunkach infekcji – patogen rozwija się na nich wolniej i niszczy je mniej gwałtownie. Odmiany późne (o długim okresie wegetacji) są bardziej narażone na zarazę, ponieważ trafiają na szczyt sezonu zachorowań (lipiec/sierpień) – dlatego łatwiej uchronić przed zarazą odmiany wczesne, które wydają plon przed falą lipcowych deszczy. Przy wyborze odmiany warto więc brać pod uwagę nie tylko smak i plenność, ale i odporność/tolerancję na choroby, zwłaszcza jeśli nie chcemy stosować wielu oprysków. Informacje o odporności odmian na zarazę często podają hodowcy nasion w opisach odmian.

Drugim istotnym elementem jest zdrowy materiał nasadzeniowy. W przypadku ziemniaków używamy certyfikowanych zdrowych sadzeniaków, wolnych od utajonych infekcji (P. infestans może przetrwać w bulwach). Przy uprawie pomidorów z rozsady, upewnijmy się, że sadzonki nie pochodzą z miejsc, gdzie choroba już wystąpiła. Choć zaraza nie przenosi się typowo z nasion, to młode rośliny mogą zostać zakażone np. w szklarni produkcyjnej, jeśli blisko rosły chore pomidory czy ziemniaki. Zakup rozsady z pewnego źródła lub samodzielne wyprodukowanie jej w kontrolowanych warunkach zmniejsza ryzyko zawleczenia choroby do ogrodu.

Płodozmian, izolacja i odpowiednie warunki uprawy

Bardzo ważną metodą zapobiegania jest unikanie sadzenia pomidorów i ziemniaków po sobie oraz blisko siebie. Patogen potrafi przetrwać w resztkach po tych roślinach, a także łatwo przeskakuje między sąsiadującymi uprawami (zarodniki unoszą się w powietrzu, mogą być przenoszone przez deszcz, wiatr, owady, a nawet na ubraniu ogrodnika). Płodozmian zaleca co najmniej 3-4 lata przerwy w uprawie pomidora (lub ziemniaka) na tym samym stanowisku. Innymi słowy, nie sadzimy pomidorów na grządce, gdzie w poprzedzającym roku (a najlepiej 3 lata wcześniej) rosły pomidory, ziemniaki, papryka, bakłażan ani inne psiankowate. W tym czasie ewentualne oospory w glebie stracą żywotność, a i szansa na zaleganie resztek z zarodnikami spadnie do minimum. Ponadto nie lokujemy pomidorów w sąsiedztwie ziemniaków – wskazuje się, że odległość powinna wynosić co najmniej kilkadziesiąt metrów, a najlepiej powyżej 100 m od dużego pola ziemniaczanego. Oczywiście w warunkach działki trudno zachować aż taki dystans, ale warto np. nie sadzić pomidorów tuż przy ogrodzeniu graniczącym z czyjąś uprawą ziemniaków. Jeśli to możliwe, wybieramy dla pomidorów miejsce przewiewne, w pełnym słońcu, o glebie szybko obsychającej po deszczu (unikać zagłębień terenu, gdzie tworzą się zastoiska wilgoci). Dobrze jest także usunąć z otoczenia chwasty psiankowate (np. psianka czarna, lulek), które mogą stanowić rezerwuar zarazy.

Gdy uprawiamy pomidory w tunelu foliowym lub szklarni, utrzymujmy odpowiednie warunki mikroklimatyczne. Jak wspomniano, pod osłonami często problemem jest kondensacja wilgoci i brak przewiewu. Regularne wietrzenie szklarni jest kluczowe – już od wiosny hartujemy rośliny przewiewem, otwierając drzwi/okna tunelu w ciepłe dni. Szczególnie po deszczowych dniach, gdy wilgotność jest wysoka, starajmy się osuszyć wnętrze tunelu poprzez intensywne wietrzenie. Unikajmy dużych skoków temperatur: w razie zimnych nocy można zamykać tunel na noc, ale rano jak najszybciej go uchylamy, by para nie osiadła na liściach. Unikajmy także zbyt gęstego sadzenia roślin – pomidory potrzebują przestrzeni. Zaleca się odstępy rzędu 40–60 cm między roślinami w rzędzie i 70–90 cm między rzędami, by powietrze mogło krążyć. Gdy krzaki są bardzo bujne, można usunąć część liści (szczególnie dolnych, dotykających ziemi) dla lepszej wentylacji i by liście nie leżały na wilgotnej glebie. Zabieg usuwania liści wykonujemy w pogodne przedpołudnie, by rany szybko obeschły i nie stały się wrotami infekcji.

Podlewanie, nawadnianie i ściółkowanie

Woda na liściach to wróg w walce z zarazą. Jeśli to możliwe, nie zraszajmy liści pomidorów podczas podlewania. Deszczowa aura jest poza naszą kontrolą, ale sposób nawadniania już tak. Najlepiej stosować podlewanie kropelkowe lub ręczne lanie wody bezpośrednio pod korzeń (np. wąż bez rozpryskiwacza, konewka bez sitka). Unikajmy opryskiwania całych roślin wodą, zwłaszcza wieczorem – mokre liście przez noc to zaproszenie dla zarazy. Jeżeli uprawiamy pomidory w donicach na balkonie czy tarasie, warto trzymać je pod zadaszeniem (np. pod okapem dachu), by nie mokły od deszczu. Pomidory gruntowe możemy spróbować osłonić przed opadami przez improwizowane daszki z folii (byle zapewnić dostęp światła i powietrza). W tunelach foliowych podczas deszczu dobrze jest podwijać boczne ściany, zostawiając tylko dach – dzięki temu deszcz nie pada na liście, a przewiew ogranicza kondensację pary. Takie proste triki potrafią znacząco zmniejszyć liczbę godzin zwilżenia liści, które jak pamiętamy są kluczowe dla infekcji.

Dobrym zabiegiem jest ściółkowanie gleby pod pomidorami. Ściółka (np. ze słomy, skoszonej trawy, agrowłókniny) spełnia kilka funkcji: po pierwsze, ogranicza odbijanie się kropelek deszczu od ziemi i ochlapywanie liści glebą (co może nanosić zarodniki na dolne liście). Po drugie, izoluje dolne liście od bezpośredniego kontaktu z mokrą ziemią. A po trzecie, utrzymuje bardziej równomierną wilgotność podłoża, co może zmniejszać stres roślin. W praktyce zauważono, że pomidory ściółkowane słomą rzadziej mają zarazę na dolnych liściach w początkowej fazie sezonu. Oczywiście ściółka nie zastąpi innych metod, ale jest elementem profilaktyki. Wraz ze ściółkowaniem warto usuwać najniższe liście stykające się z ziemią – często to one pierwsze łapią infekcję od zarodników zalegających w glebie (np. z chorych ziemniaków z poprzedniego roku). Usuwanie dolnych liści (do wysokości kilkunastu cm nad ziemią) powinno wejść w nawyk ogrodnika, podobnie jak usuwanie liści z objawami chorób. Pamiętajmy jednak, by robić to w suchy dzień i czystym narzędziem (sekator po cięciu warto zdezynfekować np. spirytusem), aby nie roznosić ewentualnych patogenów.

Higiena uprawy i usuwanie resztek roślin

Higiena fitosanitarna to jeden z filarów integrowanej ochrony roślin. W kontekście zarazy ziemniaczanej oznacza to minimalizowanie liczby miejsc, w których patogen może przetrwać lub skąd może zostać przeniesiony na nasze uprawy. Oto najważniejsze zalecenia:

  • Usuwaj resztki roślin po zbiorach. Natychmiast po zakończeniu sezonu (zbiorze pomidorów, wykopkach ziemniaków) uprzątnij wszystkie pozostałości roślin z pola, tunelu czy ogródka. Suche, zainfekowane łęty ziemniaka czy pomidora mogą zawierać strzępki grzybni i oospory, które przetrwają zimę. Dlatego po zbiorach zbierz i zniszcz porażone rośliny – najlepiej je spalić lub głęboko zakopać. Nie kompostuj chorych pomidorów ani ziemniaków! Kompostowanie w niskiej temperaturze nie zabije oospor, a pryzma kompostowa może stać się wylęgarnią zarazy. Jeśli masz termiczny kompostownik osiągający >60°C, teoretycznie mógłby zniszczyć patogen, ale dla bezpieczeństwa odradza się wrzucanie liści i owoców porażonych zarazą do kompostu.
  • Unikaj rozprzestrzeniania gleby z zakażonej uprawy. Ziemia z rabaty, gdzie była zaraza, może zawierać oospory. Lepiej nie przenosić jej w inne miejsce. Po sezonie można zastosować uprawę po pomidorach roślin niespokrewnionych (np. warzyw kapustnych, strączkowych), by „wygłodzić” ewentualne oospory w glebie w następnym roku.
  • Dezynfekuj narzędzia i pojemniki. Zarodniki mogą przyczepiać się do łopat, butów, palików do podwiązywania pomidorów itp.. Jeśli chodziliśmy po chorych grządkach, warto umyć obuwie przed wejściem do tunelu z pomidorami. Po sezonie umyjmy donice, skrzynki, palety produkcyjne, tyczki – najlepiej wodą z detergentem lub roztworem mydła potasowego z dodatkiem czosnku (preparat ogrodniczy). Dokładne wysuszenie tych przedmiotów przed schowaniem także pomoże (promienie UV na słońcu działają dezynfekująco). Takie działania eliminują „niewidoczne” źródła zakażenia.
  • Uważaj z odpadkami ziemniaczanymi. Jeśli do kompostu lub na grządki trafiają obierki ziemniaków (np. z kuchni), upewnij się, że nie pochodzą z bulw porażonych zarazą. Niestety, nawet zdrowo wyglądające ziemniaki ze sklepu mogą być cichym nosicielem patogenu. Najbezpieczniej nie wyrzucać surowych obierek ziemniaczanych na kompost wcale – lepiej je zutylizować inaczej. To samo dotyczy zgniłych bulw – takie odpady mogą zawierać żywą grzybnię i stanowić potem zakażenie dla pomidorów.
  • Likwiduj dzikie ziemniaki (samosiewy). Często na wiosnę wyrastają nam niespodziewanie ziemniaczane krzaczki tam, gdzie poprzednio były ziemniaki – z drobnych bulwek, które przezimowały w ziemi. Takie samosiewy koniecznie niszczymy, bo mogą już od czerwca rozwinąć zarazę i rozsiać ją na całą okolicę.
  • Zabiegi higieniczne podczas sezonu. Gdy wykonujemy prace pielęgnacyjne w pomidorach (wiązanie, ogławianie, usuwanie liści), dobrze jest rozpoczynać od roślin zdrowych, a kończyć na tych, które ewentualnie mają jakieś podejrzane objawy. Dzięki temu nie przeniesiemy zarodników z chorej rośliny na zdrową poprzez dotyk. To samo dotyczy zbioru – najpierw zbieraj owoce z sekcji zdrowej, na końcu z tych krzaczków, co do których mamy wątpliwości. Po zakończeniu prac ręce i narzędzia warto umyć.

Metody chemiczne – fungicydy zapobiegawcze i interwencyjne

Środki chemiczne ochrony roślin stanowią bardzo skuteczną broń przeciw zarazie ziemniaczanej, o ile są właściwie stosowane. W Polsce do ochrony ziemniaków przed P. infestans dopuszczonych jest kilkadziesiąt fungicydów o różnych mechanizmach działania. W przypadku pomidorów wybór jest nieco mniejszy, ale wciąż dostępne są preparaty zarówno o działaniu zapobiegawczym, jak i interwencyjnym. Kluczem w strategii chemicznej jest timing zabiegów – najlepiej wykonać oprysk profilaktycznie przed pojawieniem się zarazy lub najpóźniej przy pierwszych objawach. Jak podkreślają specjaliści, nie należy zwlekać z opryskiem, ponieważ najskuteczniejsza jest ochrona „tuż przed lub tuż po infekcji”.

Fungicydy miedziowe (miedź) – to środki o działaniu powierzchniowym (kontaktowym), od dawna stosowane w ochronie przed zarazą. Zawierają związki miedzi (np. tlenochlorek lub wodorotlenek miedzi, czy klasyczną mieszaninę Bordeaux). Działają zapobiegawczo, tworząc na liściach warstwę toksyczną dla zarodników – hamują ich kiełkowanie. Nie wyleczą już istniejącej infekcji, ale skutecznie zapobiegają nowym. Przykładem są preparaty Miedzian 50 WP, Miedzian Extra 350 SC itp., dopuszczone także w rolnictwie ekologicznym. Zwykle stosuje się je w stężeniu ok. 0,3% (np. 3 g środka na litr wody) i opryskuje rośliny w okresach spodziewanego zagrożenia – czyli przed wystąpieniem objawów, gdy prognozy zapowiadają pogodę sprzyjającą zarazie. Oprysk miedziowy warto wykonać np. tuż przed serią deszczowych dni latem. Należy pamiętać, że miedź działa tylko tam, gdzie pokryje roślinę – dokładne opryskanie wszystkich części (również spodów liści) zapewni lepszą ochronę.

Fungicydy układowe i wgłębne – to nowocześniejsze środki, które po opryskaniu wnikają do wnętrza tkanek rośliny. Dzielą się na systemiczne (rozprowadzane z sokami po całej roślinie) oraz wgłębne (penetrują na pewną głębokość w liść, ale nie przemieszczają się daleko). Ich zaletą jest zdolność zatrzymania rozwijającej się infekcji we wczesnej fazie – czyli mają działanie interwencyjne, a także ochrona nowych przyrostów przez pewien czas. Przykładowo środki zawierające azoksystrobinę (z grupy strobiluryn) działają wgłębnie i są odporne na zmywanie przez deszcz. Z kolei preparaty z grupy fenylamidów (np. metalaksyl-M) czy karboksyamidów mogą działać systemicznie. W amatorskiej uprawie pomidorów dostępne bywają środki takie jak Amistar 250 SC (azoksystrobina) czy mieszanki mandipropamid + difenokonazol (np. Carial Star) – one potrafią zabezpieczyć roślinę od środka i niszczyć zalążki infekcji. Należy jednak sprawdzić aktualny rejestr – czy dany środek jest zarejestrowany do stosowania na pomidorze. W rolnictwie profesjonalnym do ochrony stosuje się całe programy oprysków, rotując substancje: np. cymoksanil, propamokarb, fluazynam, cyjazofamid, oksatiapiprolina i wiele innych. Dla ogrodnika ważne jest, by przestrzegać zaleceń etykiety, stosować właściwe dawki i zachować okres karencji (czyli czas od oprysku do zbioru plonów). Przy pomidorach jadalnych to szczególnie istotne – jeśli opryskamy chemicznie krzak z dojrzewającymi owocami, nie powinniśmy ich zrywać do czasu upływu karencji.

Kiedy opryskiwać? Najlepiej wykonać oprysk tuż przed spodziewanym ryzykiem lub natychmiast po zauważeniu pierwszych plam. Prognozy pogody to cenny sojusznik – jeśli widzimy, że nadchodzą kilkudniowe opady przy umiarkowanych temperaturach (~18–20°C), to bardzo prawdopodobne, że zaraza się pojawi. Wtedy nie czekamy – profilaktycznie traktujemy rośliny fungicydem (np. miedziowym lub mieszanką o działaniu zapobiegawczo-interwencyjnym). Jeżeli zaraza jest już w okolicy i mamy pierwsze symptomy na liściach, niezwłocznie opryskujemy całą plantację dopuszczonym środkiem. Pamiętajmy, że raz porażone części roślin (plamy) nie „cofną się” – celem oprysku jest powstrzymanie dalszego rozwoju choroby i ochrona zdrowych części. Dlatego tak ważne jest szybkie działanie. Nie wykonujemy zabiegów na zapas podczas upałów i suszy – to nie ma sensu (środek się zmarnuje, bo nie będzie infekcji). Ale gdy tylko warunki stają się niebezpieczne – działamy. W sezonie o dużej presji choroby opryski trzeba powtarzać co ~7–10 dni, a przy ciągłych opadach nawet co 5 dni, ponieważ nowe przyrosty nie są pokryte ochroną, a preparaty kontaktowe zmywają się z deszczem (chyba że stosujemy akurat środek odporny na zmywanie).

Rotacja substancji czynnych: Phytophthora szybko uodparnia się na monokulturowo stosowane środki. Dlatego zaleca się zmieniać fungicydy w kolejnych zabiegach, używając przemiennie preparatów z różnych grup chemicznych. Np. po miedzi zastosować środek układowy z innej grupy, potem znów miedź lub jeszcze coś innego. W profesjonalnych programach ochrony ziemniaka nigdy nie pryska się non-stop tym samym – to zmniejsza ryzyko powstania odporności u patogenu.

Środki biologiczne i domowe sposoby: W sprzedaży pojawiają się też preparaty biologiczne (np. na bazie grzyba Pythium oligandrum – Polyversum WP, czy różnych szczepów bakterii) mające działać przeciw chorobom grzybowym. Ich skuteczność w przypadku zarazy bywa zmienna i zwykle nadają się raczej do profilaktyki przy niskim nasileniu patogenu. Niemniej niektórzy ogrodnicy w ramach „naturalnej” ochrony stosują opryski wywarami ze skrzypu, pokrzywy, czosnku czy nawet roztworem mleka lub sody oczyszczonej. Należy jasno powiedzieć: żadne z tych domowych remediów nie zastąpi fungicydu o udowodnionym działaniu, szczególnie przy silnej presji choroby. Mogą one co najwyżej nieco ograniczyć zarazę w początkach lub opóźnić infekcję. Na przykład roztwór sody i oleju potrafi zahamować kiełkowanie części zarodników poprzez zmianę pH liścia, a wyciąg z czosnku działa lekko przeciwdrobnoustrojowo – ale w warunkach silnie sprzyjających chorobie takie środki zwykle nie wystarczą. Traktujmy je raczej jako uzupełnienie działań profilaktycznych u osób, które chcą ograniczyć chemiczne opryski. W uprawie amatorskiej rozsądnym podejściem jest np. wzmacnianie naturalnej odporności roślin preparatami typu Biosept Active (ekstrakt z grejpfruta) przed wystąpieniem choroby, stosowanie nawozów z dodatkiem krzemu (uszczelnia ściany komórkowe) czy wspomnianych wyciągów ze skrzypu bogatych w związki krzemu – ale gdy pojawia się realne zagrożenie zarazą, sięgamy po sprawdzony fungicyd, jeśli zależy nam na uratowaniu plonu.

Podsumowując część o ochronie: najlepsze efekty daje łączenie wielu metod. Z doświadczenia ogrodniczego: jeśli uprawiamy tolerancyjne odmiany, stosujemy prawidłowy płodozmian, sadzimy z dala od ziemniaków, dbamy o przewiew i suche liście, ściółkujemy, systematycznie lustrujemy rośliny, usuwamy podejrzane liście i profilaktycznie opryskujemy miedzią przed długimi deszczami – jest duża szansa, że nasze pomidory przetrwają nawet trudny sezon. A jeśli mimo to choroba uderzy, mamy w zanadrzu chemiczne środki interwencyjne, by ją wyhamować. Taka filozofia integrowanej ochrony pozwala zminimalizować straty, a zarazem ograniczyć nadmiar chemii (pryskamy tylko gdy trzeba). Ostatnia rada: śledź komunikaty o zagrożeniu zarazą. Wiele Ośrodków Doradztwa Rolniczego, a nawet stron internetowych, publikuje ostrzeżenia gdy nadchodzi fala pogody sprzyjającej chorobie. Można też uczyć się „czytać” pogodę samemu – po kilku latach ogrodnik potrafi przewidzieć: „aha, tyle dni deszczu i chłodu – trzeba pryskać”. Taka czujność i szybka reakcja to często czynnik decydujący o powodzeniu w starciu z zarazą.

Co robić po wykryciu choroby? Ratowanie zaatakowanych pomidorów

Mimo wszelkich starań może się zdarzyć, że zaraza ziemniaczana jednak zaatakuje nasze pomidory. Co wtedy? Czy da się jeszcze uratować plon, czy pozostaje tylko zniszczyć rośliny? Poniżej przedstawiamy zalecane postępowanie krok po kroku, oparte na doświadczeniach praktycznych i wskazówkach ekspertów, w sytuacji gdy na pomidorach pojawiły się pierwsze objawy tej groźnej choroby.

  1. Nie panikuj, działaj szybko i zdecydowanie. Ważne jest, by nie przegapić momentu pojawienia się choroby. Dlatego regularnie (najlepiej co 1–2 dni) oglądaj krzaki pomidorów, zwłaszcza dolne liście i zagęszczone partie. Jeśli zauważysz podejrzane plamy – szarozielone, brunatniejące, z ewentualnym nalotem – od razu przejdź do interwencji. Im wcześniejsza reakcja, tym większa szansa, że uratujesz rośliny.
  2. Usuń porażone części roślin. Jest to pierwsza, podstawowa czynność: mechaniczne wycięcie i wyniesienie wszelkich zaatakowanych fragmentów. Nożyczkami lub sekatorem odetnij wszystkie liście z plamami, również te tylko podejrzane. Jeśli widzisz plamy na łodygach lub owoce z objawami – je także usuń (owoc z brunatną plamą niestety i tak się nie rozwinie, a stanowi źródło zarodników). Rób to ostrożnie, każdorazowo dezynfekując narzędzie po cięciu chorego materiału (np. zanurz ostrze w alkoholu lub roztworze wybielacza) – unikniesz roznoszenia zarodników na kolejne rośliny. Wszystkie zebrane chore tkanki najlepiej od razu spalić lub szczelnie zapakować i wyrzucić. Nie zostawiaj ich w pobliżu ogrodu ani na kompost.
  3. Ocena stopnia porażenia: jeśli choroba zaatakowała już większość liści i pędów, a rośliny wyglądają na przesądzone – czasem rozsądniej jest usunąć całe krzaki i skupić się na ewentualnym ratowaniu owoców. Jednak w sytuacji, gdy objawy są dopiero na niewielkiej części rośliny, resztę można próbować leczyć. Zwykle ogrodnicy starają się ratować pomidory, dopóki choroba nie zniszczy >50% liści.
  4. Zbieranie i segregacja owoców: Zanim zastosujesz chemiczny oprysk (o ile masz taką możliwość), zbierz wszystkie dojrzałe i prawie dojrzałe pomidory z krzaków. Dlaczego? Ponieważ po opryskaniu środkiem chemicznym obowiązuje okres karencji – zazwyczaj około 7–14 dni, w zależności od preparatu. W tym czasie nie powinno się spożywać owoców zebranych z opryskanych roślin. Aby więc nie stracić dojrzałych plonów, zerwij czerwone i pomarańczowe pomidory przed opryskiem. One i tak dojrzały, można je bezpiecznie spożyć (po opłukaniu) lub zostawić do dojrzewania na parapecie, nie czekając na oprysk. Zielone i lekko wybarwione owoce pozostaw na krzakach – zanim one dojrzeją, minie wymagany czas karencji po oprysku. Dodatkowo, zielone pomidory są bardziej odporne na ewentualne skutki oprysku niż dojrzałe. Przy okazji przejrzyj zebrane owoce: wszystkie ze śladami plam chorobowych odłóż do utylizacji, nie ma sensu ich zachowywać (zgniją).
  5. Oprysk interwencyjny fungicydem: Teraz przychodzi pora na użycie ciężkiej artylerii. Spryskaj pozostałe rośliny odpowiednim środkiem grzybobójczym zwalczającym zarazę. Wybierz preparat o działaniu układowym/wgłębnym, jeśli taki posiadasz (np. zawierający metalaksyl, cymoksanil, azoksystrobinę, mandipropamid lub ich mieszanki) – one są najskuteczniejsze, gdy choroba już jest obecna, bo mogą zabić grzybnię w roślinach. Jeśli nie masz specjalistycznego środka, użyj choćby miedziowego – lepsze to niż nic (miedź zahamuje kolejne infekcje i ograniczy sporulację istniejących plam). Oprysk wykonaj dokładnie, pokrywając wszystkie części roślin (również spodnie strony liści i łodygi). Rób to przy pogodzie bezdeszczowej, najlepiej rano lub wieczorem, gdy nie ma ostrego słońca i temperatury są niższe (w upale oprysk może uszkodzić rośliny, a poza tym szybko odparuje). Upewnij się, że zapowiada się co najmniej kilka godzin bez deszczu – potrzebujemy, by preparat podziałał i nie został zmyty od razu. Po oprysku odczekaj swoje (zwykle 7–10 dni) i obserwuj rośliny. Możliwe scenariusze: jeśli pogoda się poprawi (ciepło, sucho) i oprysk zadziałał, choroba może zostać zatrzymana – liście pozostaną żywe, nowe plamy nie będą się pojawiać, a pomidory dokończą dojrzewanie. Jeśli jednak deszcze i chłody trwają, może być konieczny kolejny oprysk po upływie okresu między zabiegami (np. po 7 dniach) inną substancją.
  6. Dalsze usuwanie porażonych części: Oprysk nie sprawi, że istniejące plamy znikną. Te liście, które mają duże nekrozy, i tak zżółkną i obumrą. Gdy zauważysz, że po zabiegu pewne liście nadal chorują, odcinaj je sukcesywnie. Celem jest, by na roślinach pozostały głównie zdrowe tkanki, a źródła zarodników były wyeliminowane. Pamiętaj przy tym o higienie narzędzi.
  7. Ocena efektów i decyzja co dalej: Po około 1–2 tygodniach będziesz wiedzieć, czy udało się uratować pomidory. Jeżeli nowe przyrosty są wolne od plam, a pogoda nie generuje kolejnych infekcji – wygrałeś bitwę. Teraz wystarczy dopilnować, by resztki choroby nie przetrwały: przed zimą uprzątnij dokładnie wszystkie rośliny, jak opisano wyżej, i zastosuj się do zaleceń płodozmianu w kolejnym roku.

Jeśli jednak mimo starań zaraza postępuje (np. zniszczyła rośliny w stopniu uniemożliwiającym dalszą wegetację), czasem trzeba się pogodzić z porażką. Wówczas najlepszym wyjściem jest usunięcie i spalenie wszystkich krzaków, aby choroba nie rozsiewała się dalej (np. na sąsiednie ogrody). Pozostałe zielone pomidory można spróbować dojrzeć w domu – zbierz je i rozłóż w suchym, przewiewnym miejscu, często sprawdzając, czy któryś nie pokrywa się plamami. Wiele z nich i tak może zacząć gnić (bo były infekcje bezobjawowe), ale część może dojrzeć. Można też wykorzystać zielone pomidory kulinarnie (np. na przetwory typu smażone zielone pomidory), oczywiście tylko te, które nie wykazują objawów choroby. Pamiętajmy, że Phytophthora nie jest groźna dla ludzi – zjedzenie zdrowo wyglądającego pomidora z krzaka, na którym była zaraza, nie zatrje nas (to nie toksyna). Problemem jest raczej jakość i trwałość takiego owocu.

Podsumowując tę część: po wykryciu zarazy działaj natychmiast – usuń chore części, zabezpiecz co się da (owoce, zdrowe liście), użyj odpowiednich fungicydów i bądź gotów na powtórkę zabiegu. Dzięki temu masz szansę zahamować chorobę i jeszcze zebrać część plonu. Wielu ogrodnikom udaje się w ten sposób uratować pomidory, zwłaszcza jeśli pogoda w drugiej połowie lata nie jest non-stop deszczowa. Najgorsze, co można zrobić, to nic nie robić – wtedy zaraza z pewnością zniszczy wszystko.

W przypadku ziemniaków postępowanie po wykryciu zarazy jest analogiczne: usuwa się (chemicznie lub mechanicznie) nać ziemniaczaną, by ochronić bulwy. Często praktykuje się tzw. desykację naci (chemiczne lub mechaniczne zniszczenie liści ziemniaka) tuż po wystąpieniu objawów – pozwala to uchronić bulwy przed zakażeniem i ułatwia zbiór. Bulwy po wykopaniu trzeba przejrzeć, odrzucić te z objawami i szybko wysuszyć pozostałe. W chłodnym, suchym przechowalniku zdrowe bulwy powinny przetrwać, ale magazyn należy kontrolować (jeśli któreś zaczynają gnić, trzeba je usuwać).

Uprawa w gruncie vs. pod osłonami – wpływ na ryzyko zarazy

Czy uprawa pomidorów pod osłonami (w tunelu, szklarni) chroni przed zarazą ziemniaczaną, czy przeciwnie – naraża bardziej? Odpowiedź brzmi: to zależy od sposobu uprawy. Istnieją istotne różnice między uprawą gruntową a szklarniową, które wpływają na ryzyko infekcji Phytophthorą. Omówmy te różnice.

W uprawie polowej (gruntowej) pomidory są w pełni wystawione na działanie pogody. Oznacza to, że deszcz pada bezpośrednio na liście, a zarodniki patogenu swobodnie przemieszczają się z wiatrem z okolicznych pól. Z jednej strony, jeśli sezon jest mokry i chłodny, pomidory gruntowe doznają silnej presji choroby – każda długa ulewa potencjalnie inicjuje infekcję. Z drugiej strony, w warunkach suchego, gorącego lata uprawa w gruncie bywa bezpieczniejsza – słońce i przewiew szybko osuszają liście po deszczu, co może zapobiec zakażeniom. Na polu rośliny mają też zwykle więcej przestrzeni, co poprawia przewietrzanie. Można powiedzieć, że gruntowe pomidory silnie „zdrowotnie” reagują na pogodę: w suchym roku pozostaną zdrowe bez większych zabiegów, w mokrym roku szybko chorują, jeśli ich nie ochronimy.

Uprawa pod osłonami (szklarnia, tunel foliowy) stwarza sztuczny mikroklimat, który ogrodnik może częściowo kontrolować. Pomidory pod osłoną są chronione przed bezpośrednim deszczem – to ogromny plus, bo liście pozostają suche nawet przy opadach. To często opóźnia pojaw zarazy: bywa, że podczas gdy pomidory w gruncie już czernieją, te w tunelu wciąż są zdrowe, o ile nie było w środku kondensacji wilgoci. Jednak osłona ma też minusy: ograniczony przewiew i utrzymywanie się wysokiej wilgotności powietrza, zwłaszcza nocą. Jak już wspomniano, duże wahania temperatur w szklarni sprzyjają powstawaniu rosy wewnątrz – liście mogą być mokre od środka tunelu, nawet bez udziału deszczu. Do tego dochodzi większa gęstość nasadzenia: w szklarni zwykle sadzimy pomidory intensywniej niż na polu, pionowo na tyczkach, co oznacza zagęszczoną masę liści. Jeśli zatem wentylacja jest niewystarczająca, w tunelu może zapanować mikroklimat idealny dla zarazy – wilgotno i umiarkowanie ciepło przez całą dobę. W takich warunkach, gdy patogen raz się dostanie, często następuje dramatyczny rozwój choroby: w ciągu 2–3 dni może dojść do kompletnego zamarcia roślin pod osłoną. Pojedynczy chory liść szybko produkuje mnóstwo zarodników, które w zamkniętej przestrzeni krążą i zakażają wszystkie sąsiednie krzaki. Przykładowo: ogrodnicy relacjonują przypadki, gdy zaraza „weszła” do tunelu i w tydzień stracili całe nasadzenie – coś, co na polu rzadko dzieje się tak synchronicznie, bo tam przynajmniej część roślin może się uchować w lepszym przewiewie.

Z drugiej strony, przy właściwym prowadzeniu uprawy pod osłonami, ryzyko zarazy można znacząco zmniejszyć. Kluczowe jest aktywne zarządzanie wilgotnością: codzienne wietrzenie, unikanie nadmiernego podlewania (tylko tyle, ile roślina pobiera, by nie było kałuż w tunelu), utrzymywanie roślin w kondycji (usuwanie nadmiaru liści). W szklarniach profesjonalnych stosuje się np. ogrzewanie i osuszanie powietrza nocą, by nie było kondensacji – stąd uprawy szklarniowe ogrzewane często nie doświadczają zarazy w ogóle, bo nie mają kropli wody na liściach. Na działce mało kto ma taką możliwość, ale np. zostawienie na noc minimalnie uchylonych okien (jeśli na dworze nie jest bardzo zimno) zmniejszy kondensację. Można też załączyć mały wentylator w tunelu na noc w wilgotne dni – ruch powietrza zapobiegnie osiadaniu wody na liściach. Innym atutem osłon jest to, że ograniczają one trochę napływ zarodników z zewnątrz. Oczywiście nie są hermetyczne – zarodniki dostaną się przez okna, drzwi, wentylację – ale pewna część zostanie zatrzymana na folii/szybach. Jeżeli nie przynosimy patogenu sami (np. na ubraniu po wizycie na polu ziemniaków), zdarza się, że pomidory szklarniowe nie zachorują wcale, podczas gdy gruntowe obok padną. Bywa tak zwłaszcza w latach, gdy opady są przelotne: tunel osłoni rośliny przed krótkim deszczem, liście pozostaną suche i nawet jeśli parę zarodników wleci, to nie zainicjują infekcji z braku wody.

Reasumując: Czy pod osłoną jest bezpieczniej?Tak, jeśli zadbamy o suche liście i wietrzenie; nie, jeśli panuje duchota i kondensacja.. Czy w gruncie jest bardziej ryzykownie? – Tak, gdy często pada i jest chłodno; nie, gdy lato jest gorące i przewiewne. W praktyce wiele osób łączy obie metody – np. część pomidorów sadzi w gruncie (licząc, że jak będzie sucho, to one dadzą radę bez chemii), a część w tunelu (żeby nawet przy deszczach mieć szansę ochronić). Trzeba pamiętać, że zaraza może pojawić się wszędzie, jeśli warunki będą sprzyjać – zarówno na polu, jak i w szklarni. Eksperci oceniają, że Phytophthora to patogen tak agresywny, iż w niechronionej uprawie polowej zniszczy rośliny w ciągu kilku dni przy sprzyjającej aurze, a w uprawie pod osłonami – nawet jeszcze szybciej, bo tam warunki do rozprzestrzeniania (wysoka wilgotność, bliskie odstępy) są idealne. Dlatego w szklarni nie można popaść w fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Często początkujący ogrodnicy myślą: „mam tunel, to deszcz nie pada, więc zaraza mi nie grozi” – po czym w sierpniu znajdują białą pleśń na liściach i przeżywają szok. Tunel to nie magiczna tarcza; trzeba włożyć sporo uwagi w kontrolę mikroklimatu.

Na marginesie: pewną ciekawostką jest, że pomidory pod osłonami można próbować utrzymać dłużej w sezonie (np. do października), bo chroni się je przed deszczem i zimnem. Jednak pod koniec sezonu noce są bardzo zimne i wilgotne, co niemal na pewno wywoła zarazę prędzej czy później. W praktyce więc uprawa tunelowa może przedłużyć zbiory o parę tygodni, ale wymaga jesienią jeszcze większej czujności (np. wietrzenie w dzień, zamykanie i ewentualne ogrzewanie na noc). Pomidory gruntowe zaś często kończą wcześniej – albo z powodu naturalnego starzenia się roślin, albo właśnie zabija je zaraza wraz z nastaniem chłodnych nocy.

Rekomendacje na kolejne sezony – jak przygotować się do walki z zarazą?

Na koniec zebraliśmy kilka praktycznych porad na przyszłość. Jeśli uprawiasz pomidory (lub ziemniaki) i chcesz zminimalizować ryzyko strat od zarazy ziemniaczanej w kolejnych latach, warto już z wyprzedzeniem zaplanować pewne działania:

  • Dobór odmian odpornych/tolerancyjnych: Jak wspomniano, wybieraj odmiany pomidorów cenione za większą tolerancję na zarazę (informacji szukaj w opisach nasion lub pytaj bardziej doświadczonych ogrodników). Unikaj uprawy wyłącznie późnych odmian – dobrze mieć choć część krzaków wczesnych, które zdążą dać plon przed szczytem okresu chorobowego. W uprawie ziemniaków również są odmiany bardziej odporne – warto je sadzić, zwłaszcza jeśli planujesz ograniczyć opryski.
  • Planowanie kalendarza upraw i zabiegów: Przygotuj plan ochrony na dany sezon. Na przykład: wiedząc, że zwykle końcem czerwca zaczyna się okres ryzyka, można zaplanować pierwszy profilaktyczny oprysk np. w okolicach połowy lub końca czerwca (zależnie od pogody). Jeśli dysponujemy wyłącznie środkami ekologicznymi (typu miedź), być może trzeba będzie pryskać częściej prewencyjnie, np. co 7–10 dni w okresie długotrwałych opadów. Ustal, że np. od początku lipca regularnie oglądasz liście co parę dni – by nie przegapić objawów. Gdy tylko prognozy pokazują 2–3 dni ciągłego deszczu, wpisz w kalendarz „oprysk miedziowy przed deszczem”. Jeśli w okolicy są duże pola ziemniaków, skontaktuj się z lokalnym doradcą lub skorzystaj z internetowych serwisów sygnalizacji – często podają one komunikaty w stylu: „w powiecie X osiągnięto krytyczne warunki dla zarazy – wykonaj zabieg”. Lepiej zrobić oprysk dzień za wcześnie niż dzień za późno.
  • Profilaktyka dostosowana do pogody: Miej oko na pogodę długoterminową. Współcześnie modele pogodowe całkiem nieźle przewidują tygodniowe okresy. Jeśli widzisz, że nadchodzi np. tydzień ulew – przygotuj się zawczasu: opryskaj pomidory prewencyjnie, sprawdź, czy tunel jest gotowy (napraw folie, żeby nie kapało na liście), usuń zagęszczające liście, by rośliny miały przewiew przed tym okresem. Czasem warto zebrać zawczasu część plonu (np. bardziej dojrzałe pomidory) przed okresem złej pogody, żeby nie ryzykować utraty ich gdyby przyszła zaraza. Steruj podlewaniem: jeśli idą deszcze, przestań nawadniać, żeby nie mieć nadmiaru wilgoci.
  • Regularne działania agrotechniczne: Każdej wiosny przypominaj sobie: płodozmian – tak, nie sadzić po psiankowatych; przygotowanie stanowiska – tak, wybrać przewiewne i słoneczne; izolacja od ziemniaków – tak, posadzić może kukurydzę jako osłonę od strony ziemniaków sąsiada itd. W sezonie wciel w rutynę: co tydzień usuwam dolne liście, sprawdzam środek krzaków, czy nie za gęsto – jeśli tak, ogławiam trochę pędów czy wycinam nadmiar liści. Zaraza lubi zaniedbane krzaki – więc utrzymuj rośliny w ryzach.
  • Szkolenie i informacje: Bądź na bieżąco z nowościami. Pojawiają się nowe środki biologiczne, nowe odmiany, nowe wskazówki. Korzystaj z zaleceń integrowanej ochrony publikowanych np. przez Instytut Ogrodnictwa czy IOR – tam specjaliści co roku aktualizują listy rekomendowanych fungicydów, terminów zabiegów itp. Na przykład, integrowana produkcja pomidora zaleca unikanie sąsiedztwa ziemniaków, 4-letnią przerwę w uprawie psiankowatych na tym samym polu, odpowiednie nawożenie (unikanie przenawożenia azotem, bo zbyt bujne rośliny są bardziej wrażliwe). Takie publikacje (często dostępne online) to kopalnia rzetelnej wiedzy praktycznej – warto do nich zaglądać przed sezonem.
  • Wczesne wykrywanie w regionie: Jeżeli masz możliwość, obserwuj nie tylko własne rośliny, ale i otoczenie. Często zaraza najpierw pojawia się na ziemniakach – jeśli zobaczysz u sąsiada ciemniejące liście ziemniaka w czerwcu, to sygnał dla ciebie: pomidory pod specjalny nadzór. Można też ustawić w ogródku tzw. rośliny wskaźnikowe – np. posadzić jednego ziemniaka z przeznaczeniem na „alarm”, bo ziemniaki są zwykle porażane szybciej niż pomidory. Gdy zauważysz na nim plamę – już wiesz, że zaraza jest w okolicy i uderzy w pomidory.
  • Plan B – w razie epidemii: Miej przygotowane zawczasu środki do ratowania uprawy. Trzymaj w pogotowiu przynajmniej podstawowy fungicyd (choćby miedziowy) i sprzęt do oprysku. Czasem liczy się każdy dzień – nie chcesz biegać po sklepach szukając preparatu, kiedy na krzakach już bielą się zarodniki. Również zaplanuj logistykę na „czarną godzinę”: gdzie ewentualnie spalisz zarażone rośliny, w co je zapakujesz itd., by szybko usunąć ognisko.
  • Odporność odmian ziemniaka: Jeśli uprawiasz ziemniaki, rozważ sadzenie odmian odpornych (np. ‘Bzura’, ‘Stefania’, ‘Flowena’ – to przykłady odmian jadalnych bardziej odpornych na zarazę). Im mniej źródeł zarazy w pobliżu, tym mniejsze zagrożenie dla pomidorów. Uprawiaj też ziemniaki w taki sposób, by ograniczyć porażenie bulw (np. chemicznie lub mechanicznie usuń nać 2 tygodnie przed wykopkami – to ograniczy przeniesienie zarazy na bulwy).

Na zakończenie: zaraza ziemniaczana to trudny przeciwnik, ale można z nim wygrać bitwę o plon, jeśli podejdziemy strategicznie. Doświadczenia ogrodników pokazują, że konsekwentna profilaktyka i szybka reakcja są w stanie ochronić pomidory nawet w „zarazowych” latach. Ważne jest zdobywanie wiedzy (co niniejszy przewodnik miał ułatwić) i obserwacja własnych upraw. Każdy kolejny sezon uczy nas czegoś nowego o tym, jak zaraza się zachowuje. Dzięki temu z roku na rok będziemy lepiej przygotowani. Miejmy nadzieję, że przyszłe sezony 2024, 2025 i kolejne pozwolą cieszyć się obfitością zdrowych pomidorów – czego wszystkim ogrodnikom życzymy, uzbrojonym w powyższą wiedzę!

Dołącz do nas na Facebook’u.

Najczęściej zadawane pytania

Czym jest zaraza ziemniaczana i co ją wywołuje?
Zarazę ziemniaczaną wywołuje Phytophthora infestans – organizm grzybopodobny (lęgniowiec/oomycet), a nie bakteria ani „prawdziwy” grzyb. Atakuje głównie pomidora i ziemniaka.

Jakie są pierwsze objawy zarazy na pomidorach?
Szarozielone, wodniste plamy na liściach szybko brunatnieją, przy wysokiej wilgotności pojawia się biały nalot od spodu. Na łodygach tworzą się ciemne smugi, a na owocach twarde, brunatne plamy.

Jak szybko rozwija się choroba (czas inkubacji)?
Pierwsze objawy zwykle widać po 3–7 dniach od infekcji, a przy sprzyjającej pogodzie kolejne ogniska pojawiają się co kilka dni. Dlatego epidemia potrafi „wystrzelić” w tydzień.

Czy trzeba utylizować wszystkie porażone rośliny i owoce?
Wszystkie części z widocznymi objawami – tak, workujemy i wyrzucamy do zmieszanych. Zdrowo wyglądające owoce można selektywnie ratować i dojrzewać osobno pod ścisłą obserwacją.

Czy zielone pomidory z chorego krzaka można dojrzewać?
Tak, po selekcji (bez oznak porażenia), w jednej warstwie, w suchym i przewiewnym miejscu, z codziennym przeglądem. Każdy owoc z plamą natychmiast wyrzucamy.

Czy zjedzenie „zdrowej połówki” z owocu z plamą po drugiej stronie jest bezpieczne?
Nie. Nie spożywamy porażonych tkanek; jemy tylko owoce bez objawów.

Dlaczego miedź czasem „nie działa”?
Miedź jest środkiem kontaktowym o działaniu prewencyjnym – chroni powierzchnię liścia, nie cofa istniejących plam. Spóźniony zabieg, długi okres zwilżenia liści i brak rotacji substancji obniżają skuteczność.

Jakie fungicydy stosować profilaktycznie i interwencyjnie?
Profilaktycznie sprawdzają się m.in. preparaty miedziowe; interwencyjnie środki wgłębne/układowe (np. mandipropamid, azoksystrobina, cymoksanil, propamokarb, fluopikolid, oksatiapiprolina – zgodnie z etykietą i rejestracją na pomidor). Kluczowa jest rotacja substancji.

Jakie warunki pogodowe sprzyjają infekcji?
Wysoka wilgotność, długie zwilżenie liści, umiarkowane temperatury ok. 16–21°C, zachmurzenie i chłodne noce po cieplejszym dniu. Deszcze + wahania temperatur to idealne „okno” dla infekcji.

Grunt czy szklarnia – gdzie ryzyko jest większe?
W gruncie ryzyko rośnie przy deszczach; pod osłonami – przy słabej wentylacji i kondensacji pary. Szklarnia chroni przed deszczem, ale wymaga aktywnego wietrzenia.

Jak ograniczyć ryzyko w tunelu/szklarni?
Codziennie wietrzyć, unikać kondensacji, utrzymywać rośliny przewiewne (redukcja liści), podlewać podłoże, nie liście. Dbać o szybkie obsychanie tkanek.

Jak podlewać, żeby nie „zapraszać” zarazy?
Tylko pod korzeń (kroplowe/ręczne), bez moczenia liści. Unikać wieczornego zraszania, ściółkować, by ograniczyć bryzgi z gleby.

Czy „eko” opryski zatrzymają ostrą zarazę?
Nie. Mogą nieco spowolnić lub działać profilaktycznie, ale przy pogodzie „na Phytophthorę” potrzebne są higiena + skuteczne fungicydy zgodnie z etykietą.

Jakie odmiany pomidorów warto wybierać?
Mieszanka wczesnych i tolerancyjnych na zarazę (odmiany o podwyższonej tolerancji). Wczesne odmiany częściowo „uciekają” przed lipcowo-sierpniową falą choroby.

Czy można kompostować porażone resztki?
Nie. Porażone liście, pędy i owoce workujemy i wyrzucamy do zmieszanych – nie na kompost, nie do bioodpadów.

Jak dezynfekować narzędzia i akcesoria?
Alkohol, roztwór wybielacza, wrzątek; mycie palików/klipsów po sezonie. Pracujemy od strefy „czystej” do „brudnej” i czyścimy narzędzia między roślinami.

Jaki jest plan ratunkowy 0–72 h po wykryciu?
Wyciąć i zutylizować ogniska, ogołocić krzak do minimum zdrowych liści, zebrać dojrzałe owoce, wykonać oprysk (zgodnie z etykietą), poprawić przewiew i codziennie monitorować.

Czy sąsiedztwo ziemniaków zwiększa ryzyko?
Tak. Zarodniki łatwo przenoszą się z pól ziemniaka; zachowuj dystans, usuwaj samosiewy ziemniaków i resztki pożniwne.

Czy szklarnia zawsze uratuje plon?
Nie. Bez wentylacji i kontroli kondensacji zaraza może zniszczyć nasadzenie pod osłoną nawet szybciej niż w polu.

Jak planować zabiegi w sezonie?
Na podstawie pogody i sygnałów presji: profilaktyka przed serią deszczów, rotacja preparatów co 7–10 dni (częściej przy ciągłych opadach), okresy karencji respektować.

Jak przechowywać zebrane zielone owoce do dojrzewania?
Jedna warstwa, przewiew, temperatura pokojowa, codzienny przegląd i natychmiastowe usuwanie owoców z plamami. Karton/półmisek zamiast ciasnych pojemników.

Jakie są najczęstsze błędy ogrodników?
Zbyt gęste nasadzenia, podlewanie po liściach, spóźnione cięcia sanitarne, brak rotacji fungicydów, ignorowanie prognoz i kondensacji pod osłonami.

Czy zaraza zimuje w glebie?
Może – w postaci oospor (gdy występują oba typy kojarzeniowe patogenu), a także w resztkach porażonych roślin i „dzikich” bulwach ziemniaka.

Co zrobić po sezonie, żeby nie wróciła?
Sprzątnąć resztki do zera, zdezynfekować akcesoria, nie przenosić gleby z „chorych” zagonów, zaplanować 3–4-letni płodozmian bez psiankowatych.

Czy upał hamuje chorobę?
Tak – wysoka temperatura i silne słońce (UV) utrudniają rozwój i kiełkowanie zarodników. Jednak po ochłodzeniu i deszczach presja wraca.

0 Votes: 0 Upvotes, 0 Downvotes (0 Points)

Śledź
Szukaj
Ładowanie

Logowanie 3 sekund...

Rejestracja 3 sekund...